Recenzja filmu

Potwory i spółka (2001)
Joanna Wizmur
Pete Docter
John Goodman
Billy Crystal

Strachy na lachy

Filmy animowane, które w całości zostały wykonane za pomocą grafiki komputerowej dziś już nikogo nie dziwią. Każdego roku na ekrany światowych kin wchodzi co najmniej kilka produkcji tego typu i
Filmy animowane, które w całości zostały wykonane za pomocą grafiki komputerowej dziś już nikogo nie dziwią. Każdego roku na ekrany światowych kin wchodzi co najmniej kilka produkcji tego typu i cieszą się one z reguły ogromną popularnością wśród widzów. Jeszcze kilka lat temu, kiedy swoją premierę miał pierwszy pełnometrażowy obraz 'komputerowy' "Toy Story" wiele osób traktowało go raczej jako ciekawostkę, dziś krytycy coraz częściej mówią o tym, że na naszych oczach rodzi się nowy gatunek filmowy. "Shrek", "Final Fantasy" to tytuły, które na długo utkwią w naszej pamięci, pierwszy dlatego, że jest po prostu doskonałą rozrywką, drugi, ponieważ jego twórcy postanowili wyjść poza baśniowe ramy i stworzyć pierwszy w historii obraz, w którym animowani bohaterowie wyglądać będą jak prawdziwi ludzie. Teraz do tej listy należy dodać wchodzące właśnie na nasze ekrany "Potwory i spółkę", kolejne dzieło autorów "Toy Story", specjalistów ze studia Pixar. "Potwory i spółka" podobnie jak "Shrek" są bajką, ale w przeciwieństwie do produkcji studia DreamWorks skierowaną raczej do młodszych widzów, choć i dorośli znajdą w niej coś dla siebie. Bohaterami filmu są oczywiście... potwory, mieszkańcy miasta Monstropolis. W chwili, kiedy rozpoczyna się akcja filmu metropolia przeżywa kryzys energetyczny. Wszystko w Monstropolis zasilane jest specjalną energią wytwarzaną z krzyków dzieci. Aby pozyskać materiał do jej produkcji mieszkańcy miasta, pracownicy 'elektrowni' pod nazwą "Potwory i spółka" straszą nocami maluchy na całym świecie. Niestety, czasy się zmieniają i dzieci coraz trudniej jest przestraszyć w związku z czym ilość produkowanej energii drastycznie maleje. Fabuła filmu koncentruje się wokół perypetii dwóch pracowników firmy - wysokiego na 2 i pół metra Jamesa P. Sullivana, przodownika pracy i jego asystenta, zielonego, składającego się głównie z oka Mike'a Wazowskiego. Ich spokojne do tej pory życie zamienia się w piekło, kiedy do Monstropolis trafia przez przypadek 4-letnia dziewczynka Bu. Przyjaciele usiłując odprowadzić ją z powrotem do naszego świata wpadną w niezłe tarapaty bowiem przez przypadek odkryją diabelski spisek, który może zagrozić istnieniu całego ich świata... Po przeczytaniu powyższego streszczenia zgodzą się chyba Państwo ze mną, iż "Potwory i spółka" są filmem oryginalnym. Autorzy scenariusza Andrew Stanton i Daniel Gerson stworzyli bowiem zupełnie nowy, nie pokazywany do tej pory przez nikogo świat i zaludnili go najbardziej chyba oryginalnymi bohaterami pod słońcem. W Monstropolis nie ma dwóch takich samych potworów, a każdy z nich został zaprojektowany w taki sposób, że już samo jego pojawienie się na ekranie wywołuje na naszych twarzach uśmiech. Sam scenariusz jest natomiast pełen całej masy odwołań do współczesnego świata i otaczającej nas rzeczywistości - potwory rywalizują ze sobą w pracy, Wazowski miga się w firmie od pisania nudnych raportów i romansuje z sekretarką, a zarezerwowanie stolika w najmodniejszej w Monstropolis restauracji sushi jest dla przeciętnego 'straszaka' prawie niemożliwe. Scenariusz to z całą pewnością jedna z najmocniejszych stron filmu. Drugą jest natomiast jego wykonanie. Może się w tym momencie narażam, ale z całą odpowiedzialnością stwierdzam, że "Potwory i spółka" od strony technicznej są zrealizowane lepiej od "Shreka". Animacja jest wręcz nieprawdopodobna. Bohaterowie poruszają się niezwykle naturalnie, a twórcy zadbali nawet o takie szczegóły jak falowanie sukienki Bu, która porusza się niezależnie od ruchów dziewczynki, czy animacja każdego z 3 miliona włosów składających się na futro Sullivana. Specjaliści ze studia Pixar zgodnie przyznają, że praca nad "Potworami i spółką" była dla nich prawdziwym wyzwaniem. Dla potrzeb filmu napisali szereg programów komputerowych, które odpowiedzialne były za takie detale, jak animacja cieni rzucanych przez bohaterów, czy symulowanie zjawisk atmosferycznych. Efekt pracy ekipy jest oszałamiający. W tym roku po raz pierwszy przyznane zostaną Oscary w kategorii "najlepszy film animowany". Po obejrzeniu "Potworów i spółki" nie jestem już taki pewien, czy odbiorą go twórcy "Shreka". Najnowszy film ze studia Pixar ilustruje bardzo dobra muzyka autorstwa Randy Newmana. Utwory przez niego skomponowane nawiązują do jazzowych standardów z lat 40., w których pobrzmiewa harmonijka ustna, mandolina i akordeon. "Potwory i spółka" pokazywane będą w polskich kinach w wersji zdubbingowanej, a szkoda bowiem w oryginale głosów poszczególnym bohaterom użyczyli: John Goodman, Billy Crystal, Steve Buscemi i James Coburn. Polski dubbing jest natomiast wykonany poprawnie choć daleko mu do doskonałości "Shreka". "Potwory i spółka" to film, który warto zobaczyć. należy jednak pamiętać, że jest on przeznaczony raczej dla dzieci i jeżeli ktoś nastawi się na powtórkę humoru rodem ze "Shreka" może wyjść z kina ciut zawiedziony. Ja czas w kinie spędziłem bardzo sympatycznie. I uwaga! Nie wychodźcie z sali zaraz po zakończeniu filmu, obejrzyjcie do końca 'listę płac', jest się z czego pośmiać.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones